Tytułowa Draa należy do najdłuższych rzek w Maroku. Ma długość ok. 1100 km, jej źródeł należy szukać w Atlasie Wysokim, a ujścia w Oceanie Atlantyckim. Wodę w korycie odnajdziemy głównie zimą, gdy trwa pora deszczowa. Sama dolina rozciąga się na powierzchni ok. 23 tys. km kwadratowych, a jej ok. 100-kilometrowy odcinek zwany jest szlakiem tysiąca kazb. To magiczne miejsce pełne jest olbrzymich oaz i gajów palmowych. W ich cieniu odnajdziemy liczne wioski z kazbami, zbudowanymi z gliny. Stanowią one przykład tradycyjnej warownej architektury, bazującej właśnie na glinie.
Jedną z ciekawych miejscowości w dolinie jest Agdz (nazwa oznacza "miejsce spoczynku"). Ta mała mieścina leży w oazie, otoczonej górami Jebel Kissane. To tędy przebiegał słynny szlak karawan z Marrakeszu do Timbuktu (obecne Mali). W domach wzdłuż głównej ulicy, w których dziś znajdują się liczne sklepiki, zatrzymywały się niegdyś wspomniane karawany. Muszę koniecznie odnaleźć informację, kiedy przeszła tędy ostatnia :)
Miasteczko dość ruchliwe, w międzyczasie postanowiliśmy odpocząć w pobliskiej knajpce :) Nie obeszło się oczywiście bez tradycyjnego tajine i świeżo wyciskanego soku :)
W drodze do Zagory zatrzymujemy się w jednej z oaz. Od razu otacza nas gromada dzieciaczków z pudełkami daktyli. Nie, nie, to nie poczęstunek tylko ich sposób na zarobek ( a właściwie dlaczego oni nie chodzą do szkoły?). Towarzyszyły nam one podczas całego zwiedzania i próbowały zwracać na siebie uwagę wszelkimi sposobami :) A to pogawędką (maluchy znały doskonale strategiczne słowa handlowe po angielsku :) , a to wyplatanymi z trawy wielbłądami :)
Mój "adorator" miał na imię Mustafa i wyplótł dla mnie w zawrotnym tempie jeden egzemplarz tego niezwykle wytrzymałego zwierzątka :)
Po drugiej stronie ulicy zwiedzaliśmy zamieszkaną wciąż kazbę Oulad Othmane. Nie mogę wyjść z podziwu, że tak ogromne budowle stworzone tylko z gliny i siana "żyją" tyle lat. Oczywiście wymagają regularnych poprawek, ale zadziwia prostota ich wykonania. Dla mieszkańców są przede wszystkim doskonałą ochroną przed słońcem i upałem. W większości pomieszczeń nie ma okien, światło dają dziury w dachu... "Pokoje" są bardzo skromnie wyposażone. Jest jeszcze jedna rzecz, która zwraca uwagę w takim miejscu - wszędobylski pył. W przebłyskujących promieniach światła jego drobinki tańczą niczym derwisze. Po wdrapaniu się na górę naszym oczom ukazuje się wspaniały widok na całą okolicę. Z jednej strony widok na wioskę, z drugiej na las palmas ;) A pod nogami uginające się podłoga i ta adrenalinka: wpadnę do środka czy nie ;)
W drodze do Zagory odwiedzamy ksar Tisirgat, który pochodzi z XVI wieku i stanowi plątaninę uliczek, korytarzy, ciemnych i dusznych, ale wciąż zamieszkanych. Mieszkańcy posiadają tam prąd i wodę, co zdarza się rzadko. Ksar pozwala nam odkryć też życie dawnych Berberów z południa, ponieważ zaglądamy do muzeum sztuki i tradycji doliny rzeki Draa. Odnajdujemy tam mnóstwo eksponatów berberyjskiej sztuki użytkowej, oglądamy sposoby zagospodarowania pomieszczeń.
Na mnie największe wrażenie zrobiła, a właściwie wywołała szok sala porodowa... Na podłodze mata, w kącie kilka poduszek, parę innych drobiazgów, a ze środka sufitu zwisa sznur, który rodząca ściskała by ulżyć swym cierpieniom...
Pod koniec dnia docieramy do Zagory. Hotel wygląda jak z tysiąca i jednej nocy. Czuje się w nim dosłownie bajkowo :) To był zdecydowanie najpiękniejszy ze wszystkich, w których dane nam było nocować. Ale to materiał na inny post :)
Pod koniec dnia docieramy do Zagory. Hotel wygląda jak z tysiąca i jednej nocy. Czuje się w nim dosłownie bajkowo :) To był zdecydowanie najpiękniejszy ze wszystkich, w których dane nam było nocować. Ale to materiał na inny post :)
zazdroszczę takiej wyprawy i jestem ciekawa tego bajkowego hotelu:)pozdrawiam cieplutko:)
OdpowiedzUsuńEwelinko - teraz to zupełnie rozumiem, dlaczego tak dajesz czekać na kolejne posty! Cudowne kadry i fantastyczna przygoda:) Zazdroszczę i czekam na cd !!!
OdpowiedzUsuńNiesamowite krajobrazy, fantastyczne budowle, piękne zdjęcia. Totalnie inny świat, coś niesamowitego. Sala porodowa....hmmm...nie wiem co powiedzieć
OdpowiedzUsuńfajnie, że dzielisz się na blogu takimi klimatami...świetne zdjęcia:)
OdpowiedzUsuńWłaśnie w Agdz jedliśmy jednego z najlepiej przyrządzonych tażinów. Za ciekawostkę może służyć fakt, że kazby pod kątem klimatyzacji budowano w dość specyficzny sposób. Chodziło o to, żeby powietrze mogło w poziomie swobodnie przepływać przez cały budynek. I to działa! Przy zmianie z temperatury 40*C na błogie 20*C każdy doceni tamtejszych konstruktorów :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia ale na żadnym nie wypatrzyłam tego wielbłąda z trawy :)
OdpowiedzUsuńWow... imponujące! Zachwyciły mnie te niebieskie okna :) Piękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam na konkurs :)
http://www.wnetrzazewnetrza.pl/2013/07/konkurs-z-malabelle.html
Wspaniała wyprawa Ewelinko! Dziękuję za podzielenie się tymi pięknymi zdjęciami! ;)
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja z podróży - dziękuję. Choć tyle moje, że sobie pooglądam i poczytam u Ciebie ;)
OdpowiedzUsuńNie mogę uwierzyć, że prawie rok temu też tam byłam, jadłam tadżin, opijałam się miętową herbatą...Serce znów się wyrywa i prosi o więcej. A z tymi marokańskimi dziećmi to jest tak, że turyści są łatwym łupem i okazją do zarobku, czasami kupujemy coś tylko po to, że nam żal albo dla świętego spokoju, więc po co im szkoła skoro bez niej też sobie dają radę :(
OdpowiedzUsuńCudowna wycieczka:)
OdpowiedzUsuńA sala porodowa jak z mojego najgorszego snu;)
Zazdroszczę! ;o)
OdpowiedzUsuńniezapomnianą przygodę mieliście ;)
OdpowiedzUsuńNiezła porodówka!
OdpowiedzUsuńDziekuję za tę wycieczkę,zawsze chciałam odwiedzić te miejsca.Wpadam w zachwyt na widok ich ozdóbek, drobiazgów i architektury.
Piękne kolory! Wspaniałe miejsca...i na pewno niezapomniane chwile!
OdpowiedzUsuń