czwartek, 25 lipca 2013

Maroko - dolina rzeki Draa

Tytułowa Draa należy do najdłuższych rzek w Maroku. Ma długość ok. 1100 km, jej źródeł należy szukać w Atlasie Wysokim, a ujścia w Oceanie Atlantyckim. Wodę w korycie odnajdziemy głównie zimą, gdy trwa pora deszczowa. Sama dolina rozciąga się na powierzchni ok. 23 tys. km kwadratowych, a  jej ok. 100-kilometrowy odcinek zwany jest szlakiem tysiąca kazb. To magiczne miejsce pełne jest olbrzymich oaz i gajów palmowych. W ich cieniu odnajdziemy liczne wioski z kazbami, zbudowanymi z gliny. Stanowią one przykład tradycyjnej warownej architektury, bazującej właśnie na glinie.







Jedną z ciekawych miejscowości w dolinie jest Agdz (nazwa oznacza "miejsce spoczynku"). Ta mała mieścina leży w oazie, otoczonej górami Jebel Kissane. To tędy przebiegał słynny szlak karawan z Marrakeszu do Timbuktu (obecne Mali). W domach wzdłuż głównej ulicy, w których dziś znajdują się liczne sklepiki, zatrzymywały się niegdyś wspomniane karawany. Muszę koniecznie odnaleźć informację, kiedy przeszła tędy ostatnia :)






Miasteczko dość ruchliwe, w międzyczasie postanowiliśmy odpocząć w pobliskiej knajpce :) Nie obeszło się oczywiście bez tradycyjnego tajine i świeżo wyciskanego soku :)




W drodze do Zagory zatrzymujemy się w jednej z oaz. Od razu otacza nas gromada dzieciaczków z pudełkami daktyli. Nie, nie, to nie poczęstunek tylko ich sposób na zarobek ( a właściwie dlaczego oni nie chodzą do szkoły?). Towarzyszyły nam one podczas całego zwiedzania i próbowały zwracać na siebie uwagę wszelkimi sposobami :) A to pogawędką (maluchy znały doskonale strategiczne słowa handlowe po angielsku :) , a to wyplatanymi z trawy wielbłądami :) Mój "adorator" miał na imię Mustafa i wyplótł dla mnie w zawrotnym tempie jeden egzemplarz tego niezwykle wytrzymałego zwierzątka :)






Po drugiej stronie ulicy zwiedzaliśmy zamieszkaną wciąż kazbę Oulad Othmane. Nie mogę wyjść z podziwu, że tak ogromne budowle stworzone tylko z gliny i siana "żyją" tyle lat. Oczywiście wymagają regularnych poprawek, ale zadziwia prostota ich wykonania. Dla mieszkańców są przede wszystkim doskonałą ochroną przed słońcem i upałem. W większości pomieszczeń nie ma okien, światło dają dziury w dachu... "Pokoje" są bardzo skromnie wyposażone. Jest jeszcze jedna rzecz, która zwraca uwagę w takim miejscu - wszędobylski pył. W przebłyskujących promieniach światła jego drobinki tańczą niczym derwisze. Po wdrapaniu się na górę naszym oczom ukazuje się wspaniały widok na całą okolicę. Z jednej strony widok na wioskę, z drugiej na las palmas ;) A pod nogami uginające się podłoga i ta adrenalinka: wpadnę do środka czy nie ;)






W drodze do Zagory odwiedzamy ksar Tisirgat, który pochodzi z XVI wieku i stanowi plątaninę uliczek, korytarzy, ciemnych i dusznych, ale wciąż zamieszkanych. Mieszkańcy posiadają tam prąd i wodę, co zdarza się rzadko. Ksar pozwala nam odkryć też życie dawnych Berberów z południa, ponieważ zaglądamy do muzeum sztuki i tradycji doliny rzeki Draa. Odnajdujemy tam mnóstwo eksponatów berberyjskiej sztuki użytkowej, oglądamy sposoby zagospodarowania pomieszczeń.










Na mnie największe wrażenie zrobiła, a właściwie wywołała szok sala porodowa... Na podłodze mata, w kącie kilka poduszek, parę innych drobiazgów, a ze środka sufitu zwisa sznur, który rodząca ściskała by ulżyć swym cierpieniom...



Pod koniec dnia docieramy do Zagory. Hotel wygląda jak z tysiąca i jednej nocy. Czuje się w nim dosłownie bajkowo :) To był zdecydowanie najpiękniejszy ze wszystkich, w których dane nam było nocować. Ale to materiał na inny post :)

15 komentarzy:

  1. zazdroszczę takiej wyprawy i jestem ciekawa tego bajkowego hotelu:)pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ewelinko - teraz to zupełnie rozumiem, dlaczego tak dajesz czekać na kolejne posty! Cudowne kadry i fantastyczna przygoda:) Zazdroszczę i czekam na cd !!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite krajobrazy, fantastyczne budowle, piękne zdjęcia. Totalnie inny świat, coś niesamowitego. Sala porodowa....hmmm...nie wiem co powiedzieć

    OdpowiedzUsuń
  4. fajnie, że dzielisz się na blogu takimi klimatami...świetne zdjęcia:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właśnie w Agdz jedliśmy jednego z najlepiej przyrządzonych tażinów. Za ciekawostkę może służyć fakt, że kazby pod kątem klimatyzacji budowano w dość specyficzny sposób. Chodziło o to, żeby powietrze mogło w poziomie swobodnie przepływać przez cały budynek. I to działa! Przy zmianie z temperatury 40*C na błogie 20*C każdy doceni tamtejszych konstruktorów :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękne zdjęcia ale na żadnym nie wypatrzyłam tego wielbłąda z trawy :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow... imponujące! Zachwyciły mnie te niebieskie okna :) Piękne zdjęcia!

    Pozdrawiam i zapraszam na konkurs :)
    http://www.wnetrzazewnetrza.pl/2013/07/konkurs-z-malabelle.html

    OdpowiedzUsuń
  8. Wspaniała wyprawa Ewelinko! Dziękuję za podzielenie się tymi pięknymi zdjęciami! ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wspaniała relacja z podróży - dziękuję. Choć tyle moje, że sobie pooglądam i poczytam u Ciebie ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie mogę uwierzyć, że prawie rok temu też tam byłam, jadłam tadżin, opijałam się miętową herbatą...Serce znów się wyrywa i prosi o więcej. A z tymi marokańskimi dziećmi to jest tak, że turyści są łatwym łupem i okazją do zarobku, czasami kupujemy coś tylko po to, że nam żal albo dla świętego spokoju, więc po co im szkoła skoro bez niej też sobie dają radę :(

    OdpowiedzUsuń
  11. Cudowna wycieczka:)
    A sala porodowa jak z mojego najgorszego snu;)

    OdpowiedzUsuń
  12. niezapomnianą przygodę mieliście ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Niezła porodówka!
    Dziekuję za tę wycieczkę,zawsze chciałam odwiedzić te miejsca.Wpadam w zachwyt na widok ich ozdóbek, drobiazgów i architektury.

    OdpowiedzUsuń
  14. Piękne kolory! Wspaniałe miejsca...i na pewno niezapomniane chwile!

    OdpowiedzUsuń